Forum.mikronacje.info odżyło

Dokładnie tak. Chociaż najstarsze Szoszoinki wieściły, że forum.mikronacje.info nigdy już bladych ani czerwonych twarzy nie ugości, to jednak nastał dzień, w którym gołąb pocztowy od Swawolnego Byka obwieścił te zaskakującą nowinę.

Jedna z najbardziej zaciekłych zwolenniczek izolacji mikronacji, ruchu, który zdaje się zbierać sympatetyków na całym v-świecie, Wieszcząca Wierzba. Marzenia Wieszczącej o wyizolowaniu Okoczii i wszystkich mikronacji ze społeczności międzynarodowej mogą teraz ulec w gruzac. Wierzba zaszyła się z tego powodu w swoim tipi i od trzech dni odmawia przyjmowania pokarmów.
Jedna z najbardziej zaciekłych zwolenniczek izolacji mikronacji, ruchu, który zdaje się zbierać sympatetyków na całym v-świecie, Wieszcząca Wierzba. Marzenia Wieszczącej o wyizolowaniu Okoczii i wszystkich mikronacji ze społeczności międzynarodowej mogą teraz legnąć w gruzach. Wierzba zaszyła się z tego powodu w swoim tipi i od trzech dni odmawia przyjmowania pokarmów.

Okazuje się, że forum, na którym ongiś życie mikronacji się skupiało, które główną areną dyskusji było – powstaje. Wolno to idzie, bo kolos z niego, a czy kto widział wielkiego starego bizona, co spał lat kilka, i powstaje w mig? No nikt nie widział.

Jest jednak nadzieja, że ta nietypowa polana, co bladzi i czerwoni się spotkać mogą, ale nie oko w oko, a gołębiami jedynie (swoją drogą, gdzie te gołębie lądują? Co jedzą?), odżyje. Szoszoinów wielce ta informacja podekscytowała, oto co usłyszeliśmy od Sromotnego Zęba:

– Ja to od wiosny mówiłem, że coś się święci! Kto to widział, żeby tyle gołębi na niebie latało? Raz mojego czółna nie przykryłem, rano przychodzę, a tu całe obs…

Tutaj wypowiedź Sromotnego Zęba nabiera bardziej emocjonalnego zabarwienia, więc przytaczać jej dalej nie będziemy. Kto żyw jednak i jeszcze wierzy, że dyskusje między bladymi mogą coś dobrego do mikronacji wnieść, niech zmierza na forum tą ścieżką.

Jak Szoszoini Dzień Ziemi obchodzili

Z zaproszenia Wilczego Kła, który w Gaudium rezyduje, Szoszoini włączyli się w obchody Dnia Ziemi, co częścią są Dni Żywiołów.

Z inicjatywy Swawolnego Byka i przy poklasku pozostałych braci, do Gaudium czółnami udały się trzy najpiękniejsze Szoszoinki i czterech grajków. Za nimi płynęło czółno towarowe, na którym wieńce dziękczynne leżały.

Autorką wieńców jest Mglista Tygrysica, najstarsza Szoszoinka, która wieńce wyplatać potrafi i z ziołami wie jak się obchodzić.
Autorką wieńców jest Mglista Tygrysica, najstarsza Szoszoinka, która wieńce wyplatać potrafi i z ziołami wie jak się obchodzić.

Szoszoinki niestety późno do Gaudium dopłynęły, bo grajkowie, zamiast wiosłowaniem, to zabawianiem się zajmowali i tak zeszło prawie do wieczora. Ale na szczęście potem wszystko sprawnie poszło, a wyglądało to tak:

Najpierw każda z Szoszoinek wieniec swój wzięła, a były to trzy wieńce: pierwszy z kwiatów utkany, najdorodniejszych i najbarwniejszych kwiatów Okoczii, drugi z gałęzi brzozowych i ziół spleciony, a wybrano zioła lecznicze i dziękczynne, trzeci wreszcie z qqrydzy, co to ją na Okoczii bobry zaczęły ongiś uprawiać. Każdy wieniec dorodny, wysokością swoją niemal Szoszoinki przewyższał. Ułożyły one wieńce na kopcu z ziemi usypanym. Na szczycie kopca wydrążyły dołek, do którego jedna z nich nasypała ziół i zalała substancją, na którą kiedy iskra spadła, to zapłonęła ogniem tak niebieskim i wysokim, że wszystkim dech zaparło. Następnie grajkowie przygrywać zaczęli pieśnie, najpierw rzewne, co łzy wyciskały, potem pieśni, co ziemi za plony dziękują, a na koniec wesołe melodie, co miały zwiastować następny rok w płody bogaty.

Szoszoinka Krucza Duma podczas jednego z pierwszych tańców. Malunek autorstwa Płochliwego Skowronka, jednego z grajków.
Szoszoinka Krucza Duma podczas jednego z pierwszych tańców. Malunek autorstwa Płochliwego Skowronka, grajka.

A gdy Szoszoinki tańczyć zaczęły, przyłączyli się do nich Gaudyjczycy, którzy obserwowali do tej pory całe wydarzenie i tak do nocy późnej zeszło na tańcach, śpiewach i żartach. Chociaż dziś rano jedna z sióstr naszych się zapodziała gdzieś w domostwie Gaudyjczyka, to wedle wszelkich relacji czółna już do Okoczii wracają, a Szoszoini wdzięczni są, że Dni Żywiołów mogli z braćmi swoimi bladymi obchodzić.

Czy bobry z Winktown Chłodną Myśl otruły?

Zaszczyt to wielki na nas spłynął, kiedy Chłodna Myśl na Okoczię zawitał po tylu wiosnach, ale nikt nie przypuszczał, że takie dramatyczne wydarzenia się zadzieją.

A zaczęło się klasycznie, od niedobory alkoholu. Chłodna Myśl wiele nie myśląc zaproponował, że stałe dostawy Koyotówki zapewni, bo od kiedy nasze zapasy zniknęły, a receptura zaginęła, nikt Koyotówki nie pija…
A gdyby kto nie pamiętał, to przypominam, że recepturę prawdopodobnie Bobry skradły, a nasze zapiski, co je Tańczący z Bizonami posiadał, nie zostały odnalezione.

Chłodna Myśl się zaoferował, ale Swawolny Byk zażądał dowodu, że Koyotówka prawdziwa będzie i nie zatruje nas. Ostatecznie dogadali się Szoszoini z Winkiem tak, że Wink nam Koyotówki recepturę sprzeda, my płody rolne do Winktown wyślemy w zamian, ale uprzednio receptura musi być sprawdzona. Na testera Chłodna Myśl, Wink co nie jedno pił w życiu, się zgłosił.
Umowa miała nawet obejmować postawienie żelaznego barmana, robota z Winktown, za barem w Kurt Town, ale na to Wódz nie przystał, bo sam chce się zajmować napełnianiem kielichów.

Jednak próba generalna obróciła się w dramat. Chłodna Myśl pacynkę swoją wyjął i poić ją zaczął, gadając przy tym od rzeczy do swojej ręki. Cóż, w Winktown różne rzeczy już widziano, więc nikt się specjalnie dziwić temu nie dziwił. Po chwili dłuższej jednak kontakt z testerem się urwał. Pacynka w trunku zatopiona, Chłodna Myśl od rzeczy już nie gada, bo leży na ziemi, Szoszoini zatroskani, ale dotknąć się boją, ręka Winka jakby oparzona…

I leży tak od dni kilku na polanie.

Szoszoini się zbierają w coraz większej grupie, ale boją się wciąż, że oszukana Koyotówka zabiła Chłodną Myśl i że ani alkoholu, ani przyjaciela nie ma. Trwają gorączkowe dyskusje, co zrobić z sytuacją. Jeden z Szoszoinów zaproponował przysypanie ciała kamieniami, żeby się zaraza nie rozeszła i żeby się towarzysze Chłodnej Myśli nie zorientowali. Jednak pomysł ten odrzucono, bo może jeszcze jakiś piorun Winka porazi i powstanie…

Wypędzanie boga Yoyo z wyspy, czyli rzecz o tym, dlaczego Okoczia strony swojej nie posiada

Przy kamiennym kręgu znów poruszenie. Szoszoini pod osłoną nocy zbierają się, niosąc ze sobą pochodnie i sakwy. Z sakw wyjmują suche polana i rozpalają je, po jednym przy każdym z kamieni. Nagle zewsząd słychać muzykę. To grupa Szoszoinów ukryta na drzewach gra, aby zachęcić resztę do rozpoczęcia tańca. Wokół kamieni formują się kręgi umalowanych w wojenne barwy mężczyzn. Wewnątrz kręgów stoją kobiety, trzymające bukłaki pełne tajemniczej substancji. Mężczyźni rozpoczynają swój barwny taniec. Wykonują dziesiątki ewolucji i figur. Symulują najgroźniejsze ze znanych im zwierząt. To niesamowite widowisko odgrywane w blasku płomieni ma uchronić Okoczię od wpływu złego boga Yoyo i przepędzić go raz na zawsze z wyspy…

Malunek węglem przedstawia rytuał odpędzania boga Yoyo
Malunek węglem przedstawia rytuał odpędzania boga Yoyo

Tak wyglądało odpędzanie złego boga Yoyo z naszej wyspy. Kto nie widział, niech żałuje, kto widział, pewnie do dzisiaj jeszcze z podziwu wyjść nie może. Szoszoini w zaciekłości swojej tańczyli do białego rana, a jeśli jeszcze który miał siłę, to udał się następnie w korowodzie kolorowym do Kurt Town, gdzie w Saloonie urządzono celebrację, jakiej dawno nie doświadczono. Strumieniami lały się trunki, które Chłodna Myśl z Winktown niedawno przywiózł na swoim żelaznym ptaku. Muzyka przygrywała, Szoszoini tańczyli i śpiewali.

Nie wszyscy bladzi wiedzą bowiem, że zły bóg Yoyo i jego bity, które w powietrzu mikroświata się unoszą, są winne temu, że strona Okoczii istnieje w niebycie, a jak co jest w niebycie, to przecież nie można tego zobaczyć. Przez co Szoszoini nie mogą się, tak jak bladzi, stroną pochwalić. A gdy strony nie ma, to niektórzy bladzi o Okoczii zapominają i jeszcze trochę, a sama by w niebyt odeszła, pochłonięta przez złe bity i realowe sny, tak jak znikać zaczęła z map mikroświata.

Żeby jednak lęk i troskę z waszych twarzy zmyć, przyznać się muszę, że od pewnego czasu tańce z bitami odprawiam w puszczach Morlandu i oczekiwać można, że niedługo strona powróci, tak jak powraca życie na Okoczię.

Szoszoini walczą również, by ze snów realowych swych dawnych braci wyciągnać. W tipi odprawiane są modły, palone lecznicze zioła. Szoszoinki na brzegu wyspy wypatrują łodzi i żelaznych ptaków w nadziei, że niebawem na Teronię powrócą synowie i córki Okoczii. Oto co na ten temat myśli jedna z wyglądających:

– A widział ich kto już?! Nie…a to szkoda. Ale ja myślę, że niedługo wrócą, bo jak to tak, na wygnaniu, tyle lat, i nie zatęsknić nawet? A jak nie wrócą? Ano to trudno, przyjdzie nam czarne przepaski przybrać i podzielić los innych ziem – ze smutkiem w głosie zapowiada Zielona Łań.

– Jakich ziem, pan pyta? A no…Aztec, to nie słyszał pan? Albo te…Austro-Węgierki, co to podobno już same sobie się pasą, a urzędników ani władzy żadnej nie widać od dawna. A jak bizon sam się pasie, to wie pan co się dzieje. Na melenocholię zapada, podobno.

Większość Szoszoinów jednak czarnych tych myśli nie podziela i dzielnie, krok po kroku, wyspę odbudowuje.

Gdzie są przyjaciele nasi?

Pośród sędziwych drzew, pośród kołyszących się traw i przypiekanych słońcem kaktusów rozlega się głos potęgowany przez dziesiątki bizonich rogów. To grupa Szoszoinów używająca zapomnianego przez Okoczię, a bezwzględnie skutecznego sposobu obwieszczania rzeczy ważnych i zwłoki niecierpiących, wyśpiewuje te słowa:

Szoszoini Nowi i Starzy, Bracia nasi i Przyjaciele gdziekolwiek jesteście. Czy w brzuchu Reala, czy prowadzeni przez Virtuala,  w zakamarkach v-świata czy gdziekolwiek indziej…

Okoczia wzywa Was. Okoczia potrzebuje Was!!!

Przybywajcie:

  • Żelazny Żuku
  • Czerwona Gwiazdo
  • Mglisty Pumo
  • Pędzący Kojocie
  • Tańczący z Bizonami
  • Piekielny Wilku
  • Poranna Roso
  • Biała Wilczyco
  • Macieju Faronie
  • Zielony Haroldzie
  • Bracie Samirze
  • Bracie Apaczu
  • Zimny Abdulu
  • i wszyscy inni z imienia nie nazwani…
  • i wszyscy Przyjaciele nasi…

Przybywajcie, Okoczia Was potrzebuje!

Samotny Wilk
Swawolny Byk
Wilczy Kieł

Pęcherz kopany na Okoczię powróci? Trochę o sportowych tradycjach Szoszoinów

Od kiedy na wyspę zawitał Niezły Bizon, co po dziś dzień w bladych szmatkach i bez pióropusza chodzi, pojawiła się szansa, że na Okoczię powróci pęcherz kopany. O tym jak ważna to rzecz dla Szoszoinów mówić nie trzeba. Dość tylko wspomnieć, że podczas podróży na Toyamote podarowany mi został taki oto obrazek w bladzim metalu odlany, który Szoszoinom jakaś biała twarz podarowała, a przedstawia on Szoszoinów za pęcherzem biegających:

Malunek odlany z metalu pochodzący z Toyamote. Przedstawia on Szoszoinów grających w pęcherza kopanego.
Malunek odlany z metalu pochodzący z Toyamote. Przedstawia on Szoszoinów grających w pęcherza kopanego.

Chociaż Szoszoini nigdy sukcesów w pęcherzu na arenie międzynarodowej nie odnosili, to tłumaczyć to należy nieco innym postrzeganiem roli tej gry w życiu gracza, niż to bladzi mają w zwyczaju. Bo czy np. dziwić się można, że gdy który Szoszoin na boisko fajkę wniesie, to reszta zamiast grać oddaje się dyskusji przekazując sobie ową fajkę z rąk do rąk? Albo, że gdy księżyc się pojawi podczas meczu, Szoszoini twarz w jego stronę zwracają i dziękują za kolejny przeżyty dzień? Nie można! Ale bladzi podstępnie te sytuacje wykorzystują i bramki naszym strzelali.

Co do Niezłego Bizona, to na polanę on wyszedł, chrząknął i wymamrotał, że może trenerem by został, bo nie ma czym się zająć, na co inni przyklasnęli. Tylko na zdanie Wodza jeszcze czekamy i będzie można dla naszych graczy dziergać sportowe przepaski!

A kto by myślał, że Szoszoini jedynie w pęcherza kopanego grają, ten się myli. Kolejnym sportowym odkryciem z czasów mojej wyprawy na Tomyamote jest laskopęcherz. To gra, co polega na tym, że trzydziestu Szoszoinów na trzy drużyny się dzieli i ganiają za małym pęcherzem z laskami, aby go wbić między dwa słupki, których każda drużyna ma bronić. Kto strzeli pięć bramek, ten mecz wygrywa i stawia wszystkim kolejkę trunku.

Krepki Byk i Lękliwa Jaszczurka podczas meczu laskopęcherza
Krzepki Byk i Lękliwa Jaszczurka podczas meczu laskopęcherza
Laskopęcherz grą jest dynamiczną i czasami ponosi Szoszoinów, a mecz przeradza się w regularna bijatykę. Na malunku Bitwa Laskarzy, która na Toyamote się rozegrała i trwała trzy dni i trzy noce. Po bitwie mecz dokończono.
Laskopęcherz grą jest dynamiczną i czasami ponosi Szoszoinów, a mecz przeradza się w regularna bijatykę. Na malunku Bitwa Laskarzy, która na Toyamote się rozegrała i trwała trzy dni i trzy noce. Po bitwie mecz dokończono.

Ochotniczy Bizułk Obrony Kayakonae

W Kayakonae widać wyraźne poruszenie. W blasku pochodni trzydziestu dwóch Szoszoinów stoi w dwuszeregu. Każdy z nich wybrany został jako najroślejszy z rodu. Szoszoini przyodziani są w skórzane pancerze chroniące korpus i skórzane nagolenniki. Ich głowy wieńczą pióropusze barwy czerwonej. Część z nich u swego boku dzierży metrową dzidę z żelaznym grotem ozdobioną jastrzębią łapką. Część zaś łuk i kołczan pełen strzał. Wprawne oko dostrzega wśród grotów te, które zatrute zostały i zadać mają śmierć w męczarni.

Obok czterech Szoszoinów dosiada cztery bizony objuczone sakwami. Do pleców przytroczone mają tomahawki.

Wreszcie przed całym tym zbiorowiskiem stoi najwyższy z nich – Dzika Siła i wydaje rozkazy, po których grupa rozpierzcha się, żeby po chwili ukształtować nową formację wyglądającą na czworobok, z bizonami wewnątrz figury…

Oto pierwsze ćwiczenia nowouformowanego Bizułku. Bizułk ten zawiązałem ostatniego dnia września Postanowieniem, które czytać można tutaj jeśli kto ciekaw. Długo nad decyzją tą rozmyślałem, bo od kiedy Skarland Aztec zaanektował, Szoszoini szemrali, że być może i na Teronię kiedy kto zawita. Co więcej, Niezły Bizon w skórze prywatnej donosił ostatnio, że widział nieznanych osobników, jak się po wyspie szwendali. Co prawda, nikt więcej mi o nich nie donosił, ale Niezły Bizon tak samo wiarygodny jest jak i dziesięciu Niezłych Bizonów, dlatego czujność trzeba podwoić.

Bizułk realizację zadań rozpoczął od skompletowania sprzętu, który do działania będzie mu niezbędny. Zapędzono do Kayakonae cztery bizony, które za zwierzynę bojowa posłużą, bo posłuszne są i biegają szybko, a nośność ich większa niż koni.

Bizon bojowy o imieniu Płochliwy Kanarek
Bizon bojowy o imieniu Płochliwy Kanarek

Dodatkowo wygrzebano z Kombinatorni również osiem czółen, każde pięcioosobowe, które w razie potrzeby posłużyć mogą do przeprawy przez wodę, gdyby inne wyspy archipelagu zaatakowano, lub z jakim wsparciem było trzeba podążać.

Pięcioosobowe czółna znajdują sie na składzie OBOKu
Pięcioosobowe czółna znajdują sie na składzie OBOKu

Po zakończeniu tygodniowych ćwiczeń OBOK stacjonować będzie w Kayakonae. Jego wojownicy podzieleni zostaną jednak na grupy, które okresowo w różnych miejscach wyspy przebywać będą, aby w razie czego wypatrzeć niechcianych osobników i pomoc nieść potrzebującym.

Szoszoini wierzą, że Bizułk zapewni im ochronę w razie wrogiej inwazji, zabawę w czasie pokoju i siłę roboczą, kiedy przyjdzie qqrydzę z pól bobrzych zbierać.

(-) Swawolny Byk
Wódz Kayakonae

Rocznica zakończenia wojny ze Słomagromską Republiką Ludową i wieści z Kompanii Kakuckiej

To już siódme lato przeminęło i siódmy raz u progu jesieni, co ozłociła wszystkie drzewa na wyspie, wspominaliśmy zakończenie wojny ze Słomagromską Republiką Ludową.

Ci z was, co za młodzi, niech wiedzą, że konflikt ten wybuchł 20 września 2008 roku, kiedy to żelazne okręty podwodne SRL ostrzelane zostały z łuków, bo na wody Okoczii wpłyneły. Pięć długich dni trwała wojna, podczas której, gdyby nie pomoc innych państw, pewnie Okoczię zmiotłaby śmiercionośna siła Słomagromu z map mikroświata na długo. Szoszoini walczyli dzielnie i ginęło ich wielu. Do historii przeszła masakra dokonana w Wayndottabee z użyciem śmiercionośnych gazów. Osada zniszczona doszczętnie została i dziś tam jedynie totem stoi i krąg kamienny na pamiątkę ułożony, przy którym to ofiary składamy i odprawiamy modły.

Dwa dni temu krąg ten zapełnił się Szoszoinami, którzy w milczeniu dokonali spalenia leczniczych ziół na kamieniu ofiarnym. Miało to symbolizować żal, że żadne zioła i żadni szamani nie przywrócą do życia synów Okoczii. Wyjątkowo melancholijna to uroczystość była i w milczeniu przeminęła.

Niestety pośród Szoszoinów zgromadzonych przy kamieniu ofiarnym zabrakło mnie, Swawolnego Byka, bo ostatnimi czasy szefem Kompanii Kakuckiej zostałem. Kompania ta ma na celu eksplorację wyspy morlandzkiej, co też się dzieje i z czego relacje czytać można tutaj:

Gołębie moje jednak niebo mikroświata przemierzają, dzięki czemu relacja do Dreamlandu dociera, a i z Szoszoinami kontakt mam. Kto ciekaw jak tereny zapomniane przez bladych wyglądają i co w lasach tych czeka na podróżnika, niechaj czyta.

(-) Swawolny Byk
z Puszczy Satrińskiej gołębiem posłane

Skarland kolonizuje Aztec – podsumowanie

Stała się w mikroświecie rzecz, która wzbudziła zainteresowanie praktycznie wszystkich jego mieszkańców śledzących wydarzenia zza wielkiej wody – Imperium Skarlandu rozpoczęło akcję kolonizacyjną ziem Cesarstwa Aztec.

Godło Cesarstwa Aztec (z: micropedia)
Godło Cesarstwa Aztec (z: micropedia)

Dla przypomnienia wszystkim bladym i czerwonym twarzom – Aztec to jedno ze starszych państw w naszym mikroświecie, które wszystkim szoszoińskim sercom powinno być bliskie, bo w podobnych kręgach się obraca. Państwo to powstało wiele wiosen temu, bo w roku 2001, lecz od dłuższego czasu wszelki słuch o nim na arenie międzymikronacyjnej zaginął i nikt już żadnego Azteca publicznie nie słyszał. O tradycji, jaka stoi za Cesarstwem świadczyć może chociażby fakt, że jest ono członkiem pradawnego Paktu Leblandzkiego, którego mało kto z żyjących mikroobywateli na oczy widział.

Ziemie Aztec stały spokojnie, ludność żyła swoim leniwym życiem w rozproszeniu, aż tu nagle późnym latem tego roku do brzegu dobiły nieznajome statki, którym udało przeprawić się przez rafy koralowe będące naturalną zaporą przed niechcianymi przybyszami. Na ląd zeszli bladzi wojownicy, zakuci w swoje zbroje i machający żelastwem, którzy bez problemu zajęli dwie wyspy archipelagu. Wyraz temu dali na swoim forum imperialnym, gdzie Felipe Miguel de Guzmán 19 sierpnia zamieścił informację o tym, czego dokonał podczas swojej wyprawy. Gdyby kto ciekaw był, tutaj znajduje się oryginalna skóra, zapisana przez Naczelnego Dowódcę Wielkiej Armady: link . W odpowiedzi Król Imperium niezwłocznie nadał swemu wojownikowi tytuł Wicekróla Aztec i drugą z wysp (pierwsza z osadą Puerto Leonor nazwana została San Carlos) nazwał Wyspą Przymierza Pańskiego.

W kilka dni później, po zdumiewająco długo trwającym milczeniu kolonizatorów, rozpoczęła się budowa Puerto Leonor. Według podań skarlandzkich budowa idzie gładko, rdzenna ludność nastawiona jest przyjaźnie a misjonarze z powodzeniem głoszą słowo boże wśród mieszkańców. Wicekról zajął natychmiast rezydencję w Villa Blanca, gdzie otacza się symbolami swoich podbojów.
Zdobyczy Imperium chroni natomiast imponujących rozmiarów Fort, którego powstanie ogłoszono również kilka dni po zajęciu wysp Cesarstwa, tj. 28 sierpnia.

Fort San Carlos (z: forum Skarlandu)
Fort San Carlos (z: forum Skarlandu)

Oczywiście takie działania Imperium nie mogły przejść bez echa w innych państwach. Poniżej to, co udało się z prasy o for wszelakich wyłuskać i spisać.

W prasie Austro-Węgier pojawiła się informacja (link), że relacje z Aztec podawane przez Skarland mijają się z rzeczywistością. Rdzenna ludność ma bowiem cierpieć z powodu nieludzkiego traktowania, umieszczania w kwarantannach, niedoboru leków i pożywienia. Ludność Galicji i Lodomerii rozpoczęła zbiórkę żywności i wszelkich rzeczy, które mieszkańcy Cesarstwa mogą potrzebować. Niestety nie wiadomo nic o tym, jakim skutkiem zbiórka ta się zakończyła i czy blade twarze przypadkiem nie przejadły wszystkiego, co się zebrać udało. Jeśli kto by miał jakieś informacje na ten temat, niechaj pośle gołębia lub zostawi skórę pod tekstem, który właśnie czyta.

Na los Aztec nie pozostała obojętna Sarmacja. Dnia 25 września, kiedy słońce już na dobre zadomowiło się na niebie, w sarmackiej prasie ukazała się pierwsza z kilku wiadomości dotyczących kolonizacji Cesarstwa. Wyczytać z niej możemy, że sytuacja na archipelagu nie jest taka kolorowa, jak ją malują kolonizatorzy. Dziennikarze dotarli do Czichen Itza, wodza jednego z plemion, który udziela wsparcia wszystkim mieszkańcom uciekającym przed represjami bladych twarzy. O, tutaj poczytać można jego relacje. Tu natomiast rozpoczęta została akcja “Powiedz nie kolonizacji Aztec”. W ramach solidarności z uciemiężonym ludem Markiz von Lichtenstein organizuje zbiórkę leków i żywności. Niepokojące informacje o możliwości rozprzestrzenienia się epidemii wśród rdzennej ludności Cesarstwa docierają natomiast z Herolda. W kierunku archipelagu wyruszyła również Misja Sanitarna Południowego Czerwonego Banana. Więcej o tym: link . Jak doniosła później Gazeta Teutońska, misja napotyka jednak pewne problemy i opory ze strony Imperium (link).
Co więcej, blade twarze rozpoczęły akcję “Sarmacka Pięść”, która chociaż związana z kolonizacją nijak nie jest, to powinna wzbudzić czujność Imperium.
Sarmaci dali także wyraz swojej solidarności z Cesarstwem poprzez poezję, bo zdaje się, że białe głowy uważają, iż słowami więcej można zdziałać niż naostrzonym dzidotomahawkiem. Na surmeńskich polanach również słyszeć można takie o to wiersze .

Późnym wieczorem 3. września Wandea Ludu podała, że 7 Perunarska Brygada Spadochronowa oraz 2 Baridejski Pułk Kawalerii Morskiej przesunięte zostały z kontynentu w okolice Anhalt. W morze wypłynął OLP “Józef Oleksy”, na którego to dźwięk bizony uciekają pod sam Sopel, bo łajba to stara, silnik wysłużony i wielka jak góra, to i hałasować musi. Mówi się również, że siły powietrzne Wandystanu mogą zostać rozmieszczone na terytorium Wink Town (które to Szoszoini dobrze znają!). Wszystkie te operacje zaskakująco zbiegły się w czasie z poczynaniami Skarlandu, chociaż Komendatura SAL zaprzecza, jakoby miały związek z kolonizacją. Ludność Wandystanu rozpoczęła jednak gromadzenie produktów pierwszej potrzeby, takich jak kawior i dzieła sztuki. Co ciekawe Wandejczycy, mimo że czerwone mają serca i umysły, nie wspominają nic o gromadzeniu zapasów alkoholu, chociaż tu pewną hipotezę mamy – o takich oczywistościach żadna czerwona twarz mówić nie musi.
Kto ciekaw, niechaj leci przeczytać oryginalną skórę, którą tu znajdzie. Wyrazy wandejskiego oburzenia w iście poetyckim stylu dał również w nocie dyplomatycznej Prezerwatyw Tradycja Radziecki .

Z drugiej strony – Król Imperium ocenia wydarzenia na azteckich ziemiach zupełnie odmiennie. W wywiadzie dla gazety “wBialenii” mówi w ten sposób: “Aktywizacja terenów byłego Aztec, którego zajęcie było w planach kilku państw nie można nazwać imperializmem.” W tonie bagatelizującym całe wydarzenie wypowiadają się również inni obywatele mikroświata: “Aztec jest rzeczywiste, ale upadło dawno temu. Bunt to jedynie literacka zabawa Sarmatów.”

Szoszoini jednak od kilku księżycy spać spokojnie nie mogą. Wszak Okoczia od wielu pełni do najaktywniejszych nie należy, a skoro flota Skarlandu zawitała w te rejony to kto wie, na które ziemie jeszcze się połasi w celu “aktywizacji”.

(-) Swawolny Byk

Okoczio Ty jesteś jak zdrowie…

Okoczio, Okoczio Ty jesteś jak zdrowie
ile cię trzeba cenić ten Szoszoin się dowie
który cię stracił. Dziś bizonie twe piękno
w całej ozdobie, widzę i opisuję
bo tesknię po tobie.
O Virtualu potężny, co Reala złego
potrafisz na kolana powalić i z brzucha jego
Szoszina każdego uwolnić.Kiedyś pokonasz go całkiem
i powrócisz nas na Okoczi łono
tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych , do tej prerii zielonej
szeroko nad błękitną Tisą rozciągnionej
Gdzie kqqrydza złota, gdzie szczyt Sopla biały
bizony pasące się po łące i białe tipi siedzą
Gdzie czas wolno płynie, leniwizm rozkwita
gdzie każdego przybysza Kojotówką się wita…

Samotny Wilk
Wódz rymujący